Wirtualny świat i my

Ile razy słyszmy stwierdzenie: „jak cię nie ma na portalu to nie istniejesz”? i choć brzmi ono z jednej strony dowcipnie to ten dowcip szybko może się przerodzić w coś niepokojącego zważywszy na fakt, jak często i na jak długo potrzebujemy wirtualnego spotkania z innymi ludźmi, a nawet jeśli nie samego spotkania to współżycia na tej samej płaszczyźnie nośnikowej.


Kilka lat temu byliśmy świadkami prawdziwego boomu i wielkiego wow na wszelkie nowe możliwości  dotyczące zbierania się i dopisywania w jedno  miejsce, tylko po to aby tak naprawdę odtworzyć rzeczywistość, w świecie w którym coraz częściej ją zastępujemy, a mianowicie w Internecie. Portale związane z naszą edukacją, z naszymi przyjaciółmi, nawet z naszą pracą, stały się codziennością i rzeczywiście doszło do sytuacji gdy brak jakieś osoby w miejscu w którym winna innych zdaniem się znaleźć, wywoływała falę pytań: co się stało z tym człowiekiem? Rozpłyną się? Bo niby czemu miałby świadomie odcinać się od nowej bądź, co bądź rzeczywistości?


Tak, niewątpliwie świat wirtualny to już składowa naszego bycia i nie unikniemy pewnych sytuacji, w których jesteśmy wręcz zmuszeni do korzystania z nowego medium, niezależnie od tego czy traktujemy to jako przywilej czy zło konieczne. Niezależnie jednak od  nastawienia, Internet, w swoim specyficznym kontekście, pozwala poznać nas samych z trochę innej perspektywy, ale również i  innych, o których czytając między wierszami, czy przyglądając się ich  profilom, dowiadujemy się czasem zaskakujących rzeczy.


I tak na przykład, każdy z nas posiada wśród grona swoich znajomych typ raportujący, a mianowicie osobę, która czuje potrzebę pisania krok po kroku tego, co właśnie robi - nierzadko z dokumentacją w postaci zdjęcia: „Właśnie stoję w korku, moje dziecko od godziny płacze, zrobiłam przepyszne naleśniki” i tak dalej i tak dalej. Wydaje się, że tym sposobem, próbują uwierzyć, że to co dzieje się w ich życiu jest dla pozostałych istotne, a dzięki dokładnym sprawozdaniom z naszych poczynań, zbliżymy się do tych, którzy być może, poczują potrzebę bliższego spotkania. Niegroźnie, choć irytujące, aczkolwiek nie aż tak, jak profile filozofów.

Uwielbiam czytać głęboko przemyślane, z pewnością zredagowane a do tego cudownie przetkane trudnymi słowami, dłuższe wypowiedzi osób, które wierzą, że swoją erudycją zarażą nas, tłum bezmyślnych bywalców portali internetowych. Ich powaga okraszona dramatyzmem, przesłania jakie mają do przekazania. Zazwyczaj budzą rozbawienie i stanowią niemałą rozrywkę, dla tych, którzy jeszcze mają cierpliwość to czytać.

Oczywiście, jak wszędzie, również w wirtualnym świecie odnajdziemy mnóstwo imprezowiczów, czyli takich osobników, którzy wydają się wyłączać od poniedziałku do piątku, a reaktywują się dopiero wieczorem tego ostatniego dnia. Dla rzeczonych, dzień bez imprezy to dzień stracony, a do tego robi się jeszcze ciekawiej, kiedy dopadnie ich wena i rozpoczynają dzielenie się z swoimi przemyśleniami wyostrzonymi po spożyciu trunków wysoko wyskokowych, oj wtedy to się dopiero dzieje…

I oczywiście „wszystkie dzieci nasze są” czyli syndrom młodej mamy. Zakochani rodzice dokumentują każdy nowy ruch malucha uwieczniając go na zdjęciach licząc na wypowiedzi  typu : „jaki słodziak”, „jest piękny”, równolegle szeroko rozpowszechniając wszelkie strony i wydarzenia związane z dziećmi.

I dochodzimy w końcu do najbardziej neutralnej grupy, właśnie neutralnej. Obserwatorzy, ponieważ takim mianem można by ich określić, nie dążą do listy tysiąca przyjaciół na portalu, uwzględniając jedynie tych, z którymi mieli bliższy kontakt aniżeli zdawkowe cześć podczas nocnych wypadów. Ich uwagi na portalu umieszczane są sporadycznie i dzieje się to tylko albo pod wpływem rzeczywiście silnych emocji, bądź stanowią grupę wyważonych lub zdawkowych słów. Po co zatem istnieją na portalu? Wydaje się, że sprawia im to po prostu przyjemność podobną do tej, jaką czerpią z oglądania portali plotkarskich czy przeglądając codzienną gazetę. Obserwowanie tego, co dzieje się u innych i fakt, że bez zbędnych zobowiązań mają możliwość niejako uczestniczyć czy być świadkami życia znajomych sprawia, że niewidzialna siła przyciąga ich do ekranu komputera.


Istnieje jeszcze jedna grupa, która uszła naszej uwadze, a stało się tak zapewne z uwagi na fakt, że są to osoby, które nie widnieją na żadnych portalach. Nie czują takiej potrzeby, szkoda im czasu na tego typu rozrywki czy po prostu nie wydaje im się to interesujące. Być może rzeczywiście coś ich przez to omija, a z drugiej strony, może zyskują więcej czasu na rzeczywiste życie i więzi.


Niezależnie jednak od tego, do której grupy sami się zaliczamy, warto zawsze mieć na uwadze, że wszystkie ślady, które znajdziemy w Internecie o innych, są tak samo łatwo znajdywane o nas samych. Dlatego zamieszczając zdjęcia, komentując pewne sytuacje czy wyrażając swoje opinie, zastanówmy się czy następnego dnia nie będziemy musieli się ich wstydzić i próbować usuwać. 

 

[MOBILE]


 

Powrót do strony z artykułami

 


 

AVENHANSEN Sp. z o.o. zezwala na kopiowanie i wklejanie na inne strony internetowe powyższego artykułu pod warunkiem dodania pod artykułem poniższego tekstu i dodania linka do tej strony:

Artykuł jest własnością firmy szkoleniowej AVENHANSEN Sp. z o.o.

Link do artykułu »

Wirtualny świat i my
Oceny: 0 z 5 z 0 głosów